Na mój balkon spadł przebarwiony liść. Pytam więc grzecznie.
-Czy pani jesień mnie słucha? Proszę o ładną pogodę w niedzielę.
Słońca, mnóstwa kolorów…i ciepłego wiatru w plecy.
I czasami życzenia się spełniają.
Nie było nas wielu, ale w niewielu tkwi siła skajkowych rajdów. Zielona Góra? Coś nowego więc warto spróbować. Tam jeszcze nasze Ja nie zawędrowało.
Dziesiąta rano. Zimno. Temperatura oscyluje poniżej 10 stopni. Jednak jesienne złote słońce pnie się jeszcze w górę na bezchmurnym niebie. To będzie udany dzień.
Czeka nas 37 km. Dystans niezbyt długi, ale jak się okazało trasa była dość wymagająca.
Ruszamy żwawo by rozgrzać zziębnięte mięśnie.
Już na początku meldujemy się w parku przy ruinach pałacu w Zatoniu. Sporych rozmiarów ceglane ściany. robią wrażenie a pobliska niemrawa fontanna wyrzuca nisko strugi wody.
A wokół nich szutrowe ścieżki wyściełane kolorowymi liśćmi czyli przedsmak tego, co nas czeka dalej.
Cały czas jedziemy otoczeni ścianą lasu. Wiatr dziś nam sprzyja. Właściwie to zasnął gdzieś między drzewami.
Wkrótce czekają nas dość wymagające, leśne podjazdy. Tam mięśnie napinają się mocno i walczą z miałkim podłożem. Ludzie ustępują nam miejsca. Z zaciekawieniem spoglądają na toczące się z szumem czarne kółka.
Było w górę, to musi być też w dół. Nogi podskakują, 200 mm koła jednak żwawo pokonują kamienisty zjazd.
A potem znów las i szybki przejazd przez Zieloną Górę, która poprzecinana asfaltowymi ścieżkami wiedzie nas dalej.
Powoli zbliżamy się do końca naszego rajdu.
Mateusz nasz gospodarz zaprasza na swoją działkę. Tu odpoczniemy i opowiemy sobie kilka ciekawych historii.
-Czego sobie życzycie? Kiełbaska, ciasto, piwko, kawa herbata?- pada z ust Mateusza.
Stoimy trochę zszokowani wyborem i gościnnością.
Mateusz spisał się na medal. Wokół nas drzewa uginają się od soczystych jabłek a altankę oplatają krzaki przepełnione kiściami winogron. A wszystko skąpane w popołudniowym słońcu. I wszystko do naszej dyspozycji.
Jeśli ktoś z nas myślał, że to koniec niespodzianek, to mocno się mylił.
W ręku Mateusza pojawia się łuk. Prawdziwy sportowy łuk. Mamy więc jeszcze okazje zakosztować czegoś, czego nikt z nas wcześniej nie próbował. Celujemy do odległej o kilkanaście metrów tarczy. Niesamowita sprawa. Pasja naszego kolegi wszystkim nam się bardzo spodobała.
I czas się żegnać. Słońce wolno chyli się ku zachodowi.
Wielkie dzięki Mateusz za organizacje. Wytyczyłeś naprawdę ciekawą, urozmaiconą trasę i zorganizowałeś jedynego w swoim rodzaju pełnego wrażeń popołudniowego grilla. Rolki terenowe skike pewnie jeszcze nie raz zawitają w te strony.
Udany i spełniony rajd nie musi polegać na przejechaniu długiego dystansu. Krótsze, urozmaicone mogą być równie ekscytujące. To był rajd dla wszystkich. Oby takich było jak najwięcej.
Ci którzy nie byli niech żałują. W tym roku na ponowny taki kolorowy zastrzyk endorfin może być już za późno.
Do zobaczenia.