Nartorolki Doliny Baryczy

Stowarzyszenie Nartorolki Doliny Baryczy

Skikome 2021r- rajd na nartorolkach terenowych

Słyszeliście o Skikome? To magiczna nazwa Rajdu przy której wymawianiu gumowe koła pompują się same. „Gumisiowe kółka” niczym z bajecznej krainy mają to coś, co trudno nazwać jednym słowem.
W tym roku
Skikome w Gdańskim klimacie. Dwie trasy. Trudniejsza, terenowa, dla tych którzy wytyczają wciąż dalej granice swoich możliwości i łatwiejsza nadmorska dla tych mniej obytych z terenem.
Nie mogę tu pominąć przemiłych i prześlicznych asystentek rowerowych, które jechały z nami, bez których ten rajd straciłby swój wyjątkowy urok.


Wszystko zaczyna się w piątkowe późne popołudnie. Na rozgrzewkę jadę z myślą, że to tylko zaznajomienie się z morzem i ludźmi. To było jednak mylne przeświadczenie. Trasa była tak ułożona, że lekko nie było. Jazdę po nadmorskim bulwarze utrudniali nie tylko turyści ale liczni rolkarze i rowerzyści.
Jedziemy zwartą grupą, ale wkrótce się rozjeżdżamy. Nikt jednak nie ginie. Skajkowcy odnajdują się po chwili na krótkich postojach, gdzie grupa zbiera się na nowo. Ci którzy nie zabrali gumowych stopek klną pod nosem. Groty na betonowej kostce łamią się jak zapałki. To jednak w niczym i nikomu nie przeszkadza. Dalej bez przeszkód zdążamy w kierunku zielonej latarni.
Na miejscu robi się szaro. Zapada noc. Kilka statków na morzu rozświetlają kolorowe światła. Nabrzeże przesiąknięte jaskrawym miejskim blaskiem. Trzeba włączyć czołówki by w drodze powrotnej nie wpaść w niepotrzebne tarapaty.
Zakładam i ja swoje światło przeznaczone do…fotografii podwodnej. Daje na tyle mocny blask, że nie ma problemu z jazdą. A szutrowe ścieżki słabo lub wcale nie oświetlone.
Miłym akcentem jest w końcu przystanek w nadmorskiej tawernie i zasłużone piwko.
A potem podążamy w kierunku Sopockiego mola. Koła brzmią niczym dźwięk bębnów na drewnianej posadzce. Kluczymy pomiędzy zdziwionymi turystami niczym chorągiewkami ustawionymi na drodze. Na końcu kilka minut postoju i powrót w stronę swoich kwater.
Ale to jeszcze nie koniec. Nikt nie zamierza spać. Rozbudowana ekipa skiking.pl.team spędza wieczór w objęciach „Malinowego świata” Rozmowy trwają do późnych godzin nocnych.


Sobotni poranek zaczyna się dla niektórych wcześnie. Z Rafałem i z Winiem zrywamy się już o 5.30 aby zdążyć na zbiórkę grupy w Gdańsku.
Tam czeka już Jurek, dojeżdżają też pozostali. Każdy z nas albo na żółto albo pomarańczowo. Trzeba być widocznym. Ruszamy w objęcia gdańskiego miejskiego świata. Nasze koła zaliczają każdą możliwą nawierzchnię pod kołami.
I gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że stanę na skikach pod Gdańskim Neptunem to bym nie uwierzył. A tak jestem jednym z nielicznych w skali kraju, którzy tego doświadczyli.
Jedziemy dalej. Co jakiś czas przystanek i tu opowieści naszych przewodników o tym gdzie jesteśmy i co widzimy.
W porze obiadowej lunął deszcz. Z niepokojem wyglądamy przez okno, czy będzie coś z popołudniowego rejsu po zatoce Gdańskiej. Pogoda jednak nas oszczędza. Gdy docieramy na statek „Dragon” po deszczu nie ma już śladu.
Kto nie był tego dnia na rejsie, niech żałuje.
Nie sposób nie wspomnieć tu recytacji hymnu rajdu i szczególnej niespodziance przygotowanej przez skiking.pl.team dla Jodyny w uznaniu jego niezaprzeczalnych zasług.
A po części oficjalnej rejsowa-biesiada. Na uczestników rajdu czekała masa atrakcji kulinarnych. Było wszystko czego dusza zapragnie. Świat malowany smakami, których prawdziwą rozkosz można poznać tylko w takim miejscu jak to i z ludźmi, którzy są podobnie zakręceni.
Nie zabrakło też gitarowych szantów w wykonaniu Krzysia Kapitana przy którym zebrała się grupka śpiewających, którym prym wiodła nie kto inny jak Alicja.
Zapadająca noc wyostrzała nasze zmysły i sprawiała, że humory były coraz lepsze.
Żal było schodzić z pokładu.


Późną nocą po powrocie większość grupy zmęczona poranną jazdą i burzliwym popołudniem nie miała już sił na Malinowy lub szkocki przerywnik chociaż rozmowy trwały jeszcze długo.
W niedzielny poranek „Rodzina Buczkowskich” melduje się przy zbiorniku „Stary Sobieski” i wchodzimy na „Górę Wisielczą” aby dowiedzieć się między innymi to, dlaczego w dawnych czasach ludzie pili mniej wody a więcej…wina.
I niestety nadszedł czas aby się pożegnać. Uścisków było pełno i żal, że to już koniec.
Skajkowy weekend dobiegł końca.
Na zakończenie tej mojej trochę przydługiej relacji chciałbym podziękować Jodynie i całemu Pomorskiemu Towarzystwu Rollskitourowemu za wspaniałe przygotowanie rajdu. I dodam tylko tyle, że opowieści o Jurku które wcześniej do mnie docierały to nie były opowieści na wyrost.
-Jodyna, jeżeli mogę tak do Ciebie powiedzieć jesteś Wspaniałym człowiekiem i chylę czoła przed „Pierwszym Skajkowcem Rzeczpospolitej”
Dziękuję też całej grupie skiking.pl.team za to, że mnie przygarnęli pod swoje skrzydła a szczególnie Rafałowi, który mnie tak usilnie i w końcu skutecznie namówił na wyjazd.
I mój podziw dla tych, którzy pokonali trudniejszą trasę terenową. To dla mnie wciąż za wysokie progi. Brawo!
Zresztą dzięki wszystkim za stworzenie tak wspaniałej atmosfery. Takich chwil chce się spędzać więcej. I wierzcie mi, że jeżeli będę mógł i będziecie mnie chcieli widzieć, to przyjadę na każdą taką imprezę, czy odbędzie się ona w Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, Tychach czy też jak Bóg da zdrowie a Matka Boska Pieniądze na Bornholmie. Do zobaczenia na kolejnym Skikome. Na pewno będzie równie ekscytujące.