Nartorolki Doliny Baryczy

Stowarzyszenie Nartorolki Doliny Baryczy

Rajd w Dolinie Baryczy na rolkach terenowych 2022r.

Rajd w Dolinie Baryczy już za nami. Przeminął zbyt szybko i pozostały tylko wspomnienia, ale nartorolki w Dolinie Baryczy mocno zaznaczyły swoją obecność.
Sobotnie deszcze niespokojne, potargał wiatr i przepędził w siną dal. W niedzielny poranek zrobiło się cicho. Czekał nas tylko dźwięk toczących się kółek nartorolek skike.
Zagrożenie złą pogoda minęło. Miałem więc nadzieję, że moje nawoływanie w sieci odniesie skutek.
I tak się stało. Na bractwo wiernych skajkowców zawsze można liczyć.

Bartek, Maciej, Michał i ja na skikach. Justyna, Piotr i….Rafał na rowerze. Kolejna edycja rajdu przed nami. W głowie jeszcze krążą wspomnienia z przed dwóch lat z Rajdu Browarów na nartorolkach.
Pierwsze kilometry pcha nas wiatr. Nie forsujemy jednak tempa, bo przecież przed nami 50km.
Jedziemy więc przez Dolinę Baryczy na nartorolkach terenowych a jedna z legend głosi, że była to kiedyś dolina…rabusiów.
Tych już dawno w okolicy nie ma, ale są ludzie, którzy rankiem lubią sobie nad Baryczą dogodzić mocniejszym trunkiem.
Nie. To nie my. Pomagamy jednak rowerzyście wydostać się z rowu w który wpadł być może z powodu… zbyt silnego wiatru.
Nam to nie grozi, chociaż niektórzy z nas odczuwają trudy wczorajszego ucztowania.


Nad naszymi głowami przeplatane chmurami niebo na którym przemykają żurawie. W pobliżu słychać godowy rechot żab. Po obu stronach rowerowej ścieżki pogryzione przez bobry drzewa. Chylą się ku nam jakby w ukłonie rozpaczy. Wkrótce runą.
W końcu długo wyczekiwany postój. Posilamy się rybą, frytkami i oczywiście jest zimne piwo. Gdzieś na kolanach pojawiają się znikąd koty, przeniesione niczym z książek Murakamiego.
„Nie dokarmiać kotów ani innych zwierząt” głosi napis. Rozglądam się zastanawiając o jakie to jeszcze zwierzęta chodzi?
Jedziemy dalej. Jeszcze dwa lata temu na propozycje aby skrócić jazdę o kilka kilometrów odpowiedziałbym z przekonaniem, że tak. Teraz jednak szkoda mi każdego kilometra. Tym bardziej, że przed nami cudowne leśne odcinki.
I gdyby nie to, że trzeba jeszcze wrócić do domu samochodem a mandaty to nie są tanie rzeczy, pewnie byłby jeszcze przystanek w miejscówce o…. melodyjnej nazwie…”Białykał” na kolejne piwko.
Jakkolwiek to brzmi, warto to miejsce sobie oznaczyć przed jakąś kolejną wycieczką. A nuż wyschnie nam w plecaku źródełko.
Jedziemy dalej. Przed nami jeszcze tylko staw Jamnik. Teraz wiatr mamy z przodu co szczególnie na ostatnim odkrytym odcinku daje się nam we znaki.


Jednak jeszcze ze sporym zapasem sił docieramy do końca naszej wędrówki.
To już koniec. Stoimy w grupie czekając aż ktoś pierwszy powie Część. Trudno się rozstać.
Dzięki serdeczne wszystkim którzy byli. I tym, którzy chcieli, ale nie mogli. A także tym którzy wolą samotne męczyć swoje wierne gumowe kółka. Może następnym razem dadzą się przekonać do wspólnej jazdy.
50km to naprawdę dystans nie tak straszny jak go malują. Da się przejechać bez większej zadyszki.
Do zobaczenia następnym razem. Może spotkamy się znów nim jesienne liście opadną a deszcz zmyje ślady naszych opon. Za miesiąc, za rok. Może już jutro. Jak ktoś ma ochotę niech pisze do mnie. Moje szlaki często wiodą nad „ptasią Barycz” Nartorolki w Dolinie Baryczy nigdy nie przestają szumieć.