Mistrzostwa Gór Świętokrzyskich na nartorolkach 22.06.2024r. czyli z piekła do nieba.
Sobotni poranek. Burzowa aura ma tej nocy zaatakować z wielką siłą. Spodziewane obfite opady deszczu- słyszę komunikat w radiu. Pojawia się niepewność. A może zrezygnować z wyprawy? Nastawienie jest jednak pozytywne. Może nie będzie tak źle.
Droga.
Przed Wrocławiem zaczyna padać a złowrogie błyski rozświetlają ciemny horyzont. Chwilę później rozpętał się prawdziwy armagedon.
Deszcz bije o maskę samochodu jakby ktoś sypał w niego grochem. Widoczność ograniczona, prędkość jazdy drastycznie spada. Na niebie pojawiają się pioruny. Z lewa z prawa i z przodu. Walą jeden po drugim szukając swych ofiar przy ziemi. Na ciemnym niebie wygląda to niesamowicie. Czarna piekielna brama zasklepia się za mną, chcąc mnie w całości pochłonąć.
Spokojnie, tylko spokojnie. Szukam nawet jakiegoś nawrotu. Może wracać do domu? Jadę jednak dalej nie zważając na mijające z lewa pędzące samochody.
I efekt takiej jady widać na jednej z barierek kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Potem chwila spokoju, wytchnienia i nadzieja, że to koniec. Nic bardziej mylnego. Po kolejnych 50 kilometrach kolejna fala uderza w samochód. Jeszcze więcej deszczu, chociaż pioruny już tak nie biją zmęczone wyszukiwaniem swych celów.
W końcu jednak, niebo rozświetla blask poranka i słońca. Piekielna czeluść wypuszcza mnie ze swych objęć.
Czy dalsza droga będzie już spokojna? Zapas czasu jeszcze jest. I dobrze że jest.
Kolejny wypadek na drodze krajowej. Samochody ustawiają się w długiej kolejce. Poszkodowani kierowcy stoją i czekają na przyjazd służb. I wtedy szybka decyzja zjechać na pobocze i przemknąć trawnikiem, póki jest to jeszcze możliwe. Chwilę później straż pożarna blokuje na dobre jakikolwiek przejazd. Mimo przygód docieram więc na czas.
Zawody.
To trochę szalone jechać 400 kilometrów by przejechać na zawodach niespełna 10 km w pół godziny. Jednak ciekawość jest silniejsza. Zobaczyć coś nowego. Poczuć nowy zastrzyk adrenaliny i chwycić tą nić którą zwijasz i rozwijasz wśród towarzyszących ci zawodników.
Przed samym startem niebo znów się otwiera i po asfalcie zaczynają spływać strugi deszczu. Niepełna 2 kilometrowa pętla rodzi pewien niepokój.
Start. Pierwsze metry ostrożnie, badając drogę, ale nogi nie potrafią zachować dyscypliny zdrowego rozsądku. Pchają coraz szybciej a strugi wody oblewają nogi po kolana. Gdzieś z przodu wizerunek zawodnika mobilizuje do mocniejszego uderzenia kijami o ziemię. Koła trzymają się jednak dobrze bez niespodziewanych uślizgów.
Wpadam więc na metę bez nie przewidzianych zdarzeń z czasem który mnie osobiście zadawala. W tych warunkach wycisnąć więcej z jazdy chyba by się nie udało.
Ludzie.
Niebo w końcu się uspakaja. Co za frajda zobaczyć znów słońce. Na miejscu spotykam kilku znajomych, poznaję też nowych. W oczekiwaniu na losowanie nagród i wyniki można zobaczyć jak radzą sobie dzieci, których spora gromadka staruje na nartorolkach i hulajnogach. Radzą sobie znakomicie w tych trudnych warunkach i tylko klaskać w dłonie.
Oczekiwanie na wyniki trochę się przeciąga, ale adrenalina rośnie gdy losowane są nagrody. Nie było może ich zbyt wiele, ale kilka z nich naprawdę wartych zdobycia. Tym razem szczęście nie dopisuje. Główna nagroda nartorolki idą w ręce jednego z dzieci.
Była kiełbasa z grilla, było miło i serdecznie, wszystko pod opieką staży pożarnej i policji. Atmosfera dopisała i trzeba przyklasnąć organizatorom za wspaniałą inicjatywę. Oby takich podobnych było jak najwięcej, bo człowieka ciągnie do takiej „zabawowej” rywalizacji.
Pewnie z ust niejednego padło by pytanie. Jaki jest sens jechać 400 km na zawody gdzie sam bieg trwa 30 minut? Trudne pytanie, ale wśród pasjonatów nartorolek odpowiedź może być tylko jedna. Tak. Zawody to nie tylko jazda. To cała otoczka. To rozmowy i obserwacja tego co się dzieje dookoła. To atmosfera, którą tworzą organizatorzy i wydarzenie, którego stajesz się częścią. To wszystko zostaje w pamięci na długo. Teraz pozostało czekać na Sworne i na Koronę Gór Sowich i na kilka innych rajdów na nartorolkach terenowych. A może i na coś więcej? Kto wie co się urodzi w sercach nartorolkowych pasjonatów.
Stowarzyszenie „Nartorolki Doliny Baryczy” było częścią tych zawodów i było mi miło kilku osobom o Stowarzyszeniu opowiedzieć. Zostawiłem tam kilka ciepłych słów i oby to w przyszłości procentowało. Do zobaczenia na kolejnych wydarzeniach.
#nartorolkirawicz #rawicz#nartorolkisportowe