Jedni delektują się jedzeniem przy stole inni oglądając telewizję a my całą niedzielę jeździliśmy na rolkach terenowych i rowerach.
Ranki bywają chłodne. Ten był gorący i błękitny a baszta na placu splątana zielonymi pnączami wyglądała urzekająco.
I nie długo zabrakłoby miejsca by pomieścić nas wszystkich, którzy zjechali z całej Polski.
Palące od rana słońce zapraszało do tańca na rolkach, tak by nasz umysł odpłynął w inny świat nie zapisany jeszcze żadną poezją.
A i miejsce było niezwykle nie tylko w skali kraju ale całej Europy, gdzie rytm życia wyznacza woda.
Zanim ruszyliśmy w trasę na dużym placu przed basztą wzbiły się w górę balony. Każdy opisany sentencją rolkowej rodziny. „Kochaj nartorolki a one pokochają ciebie” Na jednym z nich „Carpe diem moje 60 lat” Tak latka lecą.
Nasz głos pofrunął do nieba i może tam nas anioły dostrzegą i rozniosą wieść o takich jak my jeźdźcach pędzących na swych przytwierdzonych do nóg skrzydłach.
Od rana wynurzone spod horyzontu słońce nie miało zamiaru ani na chwilę nas opuścić. Jego promienie rozpalały serca, paliły ręce, plecy i pchały nas napędzając mięśnie niewidzialną siłą.
Pierwsze 7 kilometrów jedziemy wśród rozlewisk Baryczy. Z lewej strony woda a z prawej żółte pola kwitnącego rzepaku którego zapach zniewala i pęta myśli nieokreśloną ciepłą wiosenną nutą.
A że to maj i pora godowa żab to i one dały koncert jakiego trudno wysłuchać w jakiejkolwiek filharmonii.
Nigdzie jednak się nie spieszymy. Oczy wędrują dookoła chłonąc krajobraz którego pięknem nasączamy się jak gąbka.
Rafał przez większość rajdu dzielnie prowadzi grupę wzdłuż stawów, kanałów i rozlewisk Baryczy.
Gdzieś tam z wodnego nurtu unosiły się ku nam legendy, chociażby o tutejszej Afrodycie która tym którzy chociaż raz prawdziwie kochali ukazuje się w wodzie otoczona białą pianą w swych perłowo złotych włosach.
Rabusie którzy grasowali w tych stronach to też tylko przekaz z dawnych wieków gdy były tu tylko lasy, bagna i przebiegał szlak solny.
I w tej otulinie wody słońca i ładu mkniemy My dodając do dźwięków okolicy szum toczących się kół.
Ptaki skryły się gdzieś w szuwarach przed słońcem. Czasami przemykają z krzykiem nad głowami łabędzie. Mijamy też liczne gniazda bocianie z których już niedługo rozlegnie się klekot potomstwa.
W pewnej chwili coś przelatuje nad naszymi głowami. Nie, to nie rakieta z betonową głowicą tylko dron Arka rejestrujący nasze spotkanie, który na chwilę przepełnia nasze serca niepokojem.
I mkniemy dalej do tamy zwanej tamą Georinga. Groźnie brzmiącą nazwa to też tylko legenda. Teraz to jaz Niezgoda gdzie Barycz się spiętrza i zasila okoliczne stawy rybne.
Tu czeka wszystkich niespodzianka skryta wśród zieleni i szumu przelewającej się wody, której pojawienia się pewnie nikt nie przewidział.
Jak to miło po kilometrowym odcinku terenu zobaczyć uroczą żonę Rafała Martę, która czeka na nas niczym strażnik tajemnic Baryczy z przepysznym poczęstunkiem.
Co za niespodzianka. Co za urocze powitanie i smaczny świeży placek pachnący domową kuchnią, którego ciasto wyrobiły młode silne ręce.
Nie mogło też zabraknąć odśpiewania sto lat dla dzisiejszego solenizanta Rafała. Rafciu. Sto lat! Lepszego dnia na urodziny nie mogłeś sobie wymarzyć.
Jedziemy dalej. Ja z Andrzejkiem resztę terenu odpuszczamy i czekamy na peleton w Gruszeczce.
I przybyli wkrótce ułani do nas szutrową ścieżką z wielkim impetem szybciej, niż się ich spodziewaliśmy.
Ostatnie 20 kilometrów wiatr pcha nas co sił. Przemykamy szybko i gdyby była noc, beton pewnie iskrzyłby rozgrzany do czerwoności. Ale czas nas trochę pogania. Pora już późna i czekają już na nas w Żmigrodzkiej pizzerii.
Rafał w końcu ujarzmia mknących co sił liderów i ostatnie kilometry spokojnie doprowadza nas do końca rajdu.
Lekkie zmęczenie jest, ale uśmiechy nie schodzą z ust. Daliśmy z siebie wszystko co najlepsze.
Pizzeria wkrótce wypełnia się naszym gwarem. Ostatnie rozmowy, plany i jedziemy do domu. Kolejny rajd w dolinie Baryczy za nami i już czas pomyśleć nad następnym.
Na koniec chciałbym wszystkim podziękować za przyjazd. Szczególnie tym którzy mieli do nas najdalej. Pokonać 200 km i więcej samochodem nigdy nie jest lekko a potem jeszcze trzeba pojechać kilometry na rolkach.
34 osoby to bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Tu muszę przyklasnąć Arkowi który rozruszał towarzystwo i zmobilizował do organizacji wielu rajdów.
Jednak mój największy podziw wzbudził Andrzej mimo swoich wielu ograniczeń. Pokonał ponad 50 kilometrów! Uff. Mam nadzieję że i ja za 10 lat będę w takiej formie. Sto lat Andrzejku. Cieszę się, że i ja dojechałem do końca mimo niespokojnych myśli czających się gdzieś z tyłu głowy.
Dzięki też chłopakom którzy pierwszy raz zmierzyli się z takim dystansem i terenem. Brawo i nie poddawajcie się bo za każdym następnym razem będzie już łatwiej.
I na koniec jeżeli coś żeśmy przeoczyli, nie dopracowali to nauka dla nas na przyszłość i gorąco przepraszamy. Wyciągniemy z Rafałem wnioski i w przyszłym roku postaramy się o jeszcze lepszą organizacje.
Bo przecież przyjedziecie prawda?
Zobacz również: