Nartorolki sportowe i terenowe Rawicz

Sworne 2022r.

Wypiliście dziś już kawę? Pewnie tak. Ale sięgnijcie po kolejną i usiądźcie wygodnie. Bo czeka na was opowieść o tym jak być nie tylko zawodnikiem. Takie moje inne spojrzenie na to wszystko co się wydarzyło na Sworne5. Swornegacie to zawsze wielka niewiadoma. Jedziesz i zastanawiasz się jakie niespodzianki na Ciebie czekają.
I niespodzianki były. Inaczej być nie mogło.
Byłem w czasie tych trzech dni zawodnikiem stylu dowolnego na nartorolkach sportowych, barmanem- rozlewałem piwo. Na sobotnim klasyku fotografem a na niedzielnym pożegnaniu sierotką Marysią-losowałem nagrodę.
Ale po kolei.
Każdy przyjeżdża tu po co innego. Jedni by rywalizować o najlepsze miejsca. Inni aby dobrze się bawić a jeszcze inni aby zmierzyć się tak po prostu z samym sobą. Najważniejsze, aby do tego wszystkiego podejść na przysłowiowym luzie i takie podejście miałem przez cały czas trwania zawodów..
Trasa jest wymagająca i urzekająca przez obecny wszędzie las, jeziora i swoją specyficzną geometrię. Rok temu jeszcze mnie przerosła, wręcz przerażała ale odrobiłem lekcje i musiało być tylko dobrze. Teraz wręcz ją pokochałem i tylko żałować, że nie jest pod moim oknem.

W dół bez hamulca


Mostek. Widząc z daleka ułożone na łuku baloty słomy można dostać ataku paniki. Bo niewidoczny zakręt wyzwala w Tobie odruch strachu. A ty jedziesz w dół i wiesz, że nie możesz się zatrzymać.
-Co to są za zjazdy! To nie są zjazdy- brzmią ci w uszach rok temu usłyszane słowa. I tych słów się trzymasz.
Jesteś więc dzień wcześniej, spotykasz tam jednego z liderów i ten ci mówi.
-Wszystko jest w Twojej głowie.
Ty już to przecież wiesz cały rok ćwiczyłeś na swoim wiadukcie i „Wzgórzu Joanny” Nartorolki sportowe nie są ci obce. Są ci już niczym młodszy brat.
Zawody wywołują emocje. Na prologu pędzisz co sił. To tylko 3km. Szybki zjazd w dół wydaje ci się igraniem z losem. Ty jednak wiesz, że dasz radę, musisz być tego pewien i jesteś. i Rok temu się poddałeś. Tym razem czujesz pewność swoich ruchów gdy wiatr owiewa ci twarz a asfalt przybiera jednolitą brunatną teksturę.
W pewnej chwili dochodzi do Twoich uszu dziwny metaliczny dźwięk. Nie. To nie ryczący w lesie wilk, ale odkręca się jedno z kółek. Srebrna nakrętka wibruje jak szalona gotowa w każdej chwili odpaść. Już do końca prologu jednym okiem spoglądasz na nią a drugim na drogę. Czy uda się dojechać? Wracają wspomnienia z podobnego incydentu. Wtedy nie miałeś tyle szczęścia. Zwalniasz. Lewa noga niemalże nie dotyka asfaltu. Jakaś siła trzyma jednak wszystko w garści i chroni cię przed najgorszym scenariuszem. Po chwili oddychasz już z ulgą. Przekroczyłeś linię mety.


Kilka godzin później mkniesz drugi raz w stronę mostku. Dajesz z siebie wszystko aby pokonać choćby jednego zawodnika. Mimo, że już późne popołudnie temperatura nie spada. Pot spływa po twarzy. Pędzisz ile sił bo to tylko 9km.
Zjazdy i podjazdy. Adrenalina roztacza się po tobie szeroką falą. To jest to co uwielbiasz i co unosi cię wśród drzew na poziom którego wcześniej nie doznałeś.
Do niedzielnego biegu podchodzisz już na luzie. Wiesz, że nie będzie tak źle. I chociaż żar leje się z nieba zacienione leśne odcinki są dobrą osłoną. Pijesz więc wodę gdzie tylko możesz i wtapiasz się w krajobraz tej urokliwej krainy.
Poustawiani po drodze kibice nawołują do jeszcze większego wysiłku. I ty nie masz zamiaru stracić ani jednej cennej sekundy.
Chwilami kogoś doganiasz, potem go gubisz. Tak, te zjazdy jeszcze ci nie najlepiej wychodzą. Musisz jechać szybciej. Ale to może już za rok.
-Ugnij kolana Zyguś!- słyszysz głos przemiłej Jagódki na nawrocie i czujesz jakby ktoś włączał w tobie dopalacz.
Pijesz i pędzisz dalej. Bo inaczej być nie może. Jesteś przecież jedynym zawodnikiem z Rawicza.
A potem szczęśliwy wpadasz na metę. Szum nartorolek staje się coraz cichszy.
Dokonałeś tego. Bez upadku i radością na ustach czujesz, że pokonałeś samego siebie. Kilku innych jeszcze za tobą. A jeszcze inni w tym morderczym upale nie dojechali.

Spotkanie z mistrzynią


Nigdy nie sądziłeś, że przyjdzie ci kiedyś rywalizować z medalistką mistrzostw świata i olimpiady. A tu jedziesz obok niej…Może nie obok. Jedziesz daleko za nią. Nawet cię dubluje a ty wtedy jeszcze mocniej uderzasz kijami o asfalt. Ale dobrze wiesz, że i tak jej nie dogonisz. Przemyka obok ciebie jak rozpędzona młoda łania.
Riitta Liia Ropponen a to niezwykle urocza kobieta.
A może by tak zdjęcie? Razem z Riittą?
Przechodzisz obok niej. Przełamujesz swoją nieśmiałość i pytasz.
-Ritta, can I take foto with you?
-Yes- pada krótka odpowiedź.
To wielka chwila dla Ciebie. Stajesz obok i tylko martwisz się, czy opiekun Rity zrobi dobre zdjęcie.
-Thank you- dziękujesz a w odpowiedzi widzisz jej szeroki śliczny uśmiech.
A potem jak tylko możesz zachwycasz się jej sylwetką podczas jazdy. Prawdziwa mistrzyni.

Bracia skikowcy


Niektórzy niedowierzają, że ja wychowany na pompowanych kółkach startuję na nartorolkach sportowych. Ale gdzie mi tam do mistrzów tych wszechstronnych rolek. Tym bardziej, że trasa jest wymagająca. Wymagająca przez duże W. Słuchając potem opowieści Wojtka po raz kolejny stwierdzasz, że dobrze zrobiłeś. Jazda w terenie nie sprawiłaby ci takiej frajdy jak jazda na sportowych.
Tu trzeba być naprawdę dobrym. Piaszczyste leśne dukty nie są dla Ciebie.
Bractwo skajkowe w niedziele funduje sobie dodatkowy przyjemny rajdzik. I wcale nie jest on lekki i łatwy do przejechania. Ale oni to robią. Brawo chłopaki.

Ceremonia rozdania nagród- Mokregacie


Ceremonia przyznawania nagród przeważnie jest nudna. Może dlatego, że trwa długo. Organizatorzy chcą uhonorować nie tylko tych najlepszych w kategorii open ale i innych w kategoriach wiekowych. Wspaniale. Prawie każdy może stanąć na podium. W sobotniej ceremonii najlepszych dekorują Riitta Liisa Roponen i gość, nasz wielki mistrz Tomasz Sikora.


A potem była kiełbaska, były tańce. Była Riitta i Tomasz Sikora. I piwo, które samemu trzeba było sobie nalać. Na chwilę stajesz za barem i wcielasz w kolejną postać barmana.
Ale to niedzielna ceremonia na dłużej pozostanie w pamięci.
Wiecie co się działo? Ci co nie byli niech odłożą na stół trzymaną w ręku kawę, bo może wam nieopatrznie wypaść z ręki.
Marek popędza ceremonię przyznania nagród. Od wschodu nadciągają ciemne chmury. Może się uda? Może zdążymy? Zawodnicy szybko zmieniają się na podium. I za każdym razem spoglądamy na niebo, które ciemnieje coraz bardziej. Może przejdzie bokiem?
Burza jednak nie dała się przegonić. Nad wodą pojawiają się błyskawice i rozlegają grzmoty. Zaczyna padać. Plaża pustoszeje a my udajemy się do namiotu aby schronić się przed nieuchronnym załamaniem pogody.
Wiatr. A właściwie to nadciągnął szkwał. Drzewa niebezpiecznie chylą się w naszym kierunku. Decyzja może być tylko jedna. Chowamy się na statku-amfiteatrze, aby nie kusić losu.
Po chwili zaczyna się piekło. Tafla wody przybiera miętowy kolor. Białe fale biją o brzeg plaży i sięgają swoimi językami coraz dalej. Gdzieś na horyzoncie ze szkwałem zmaga się samotna żaglówka. Deszcz pada a właściwie to już ściana wody leje się na nas jakby ktoś w niebie spuszczał ocean.
Ściśnięci w grupie jak śledzie z niepokojem liczymy błyskawice i staramy się zachować dobry humor. Ktoś puszcza muzykę. Czekamy aż wszystko się uspokoi.
I uspokaja. Oddychamy z ulgą. Nic złego się nie wydarzyło.
-To była pierwsza fala. Będą jeszcze dwie- ktoś podpowiada.
To nie jest dobra nowina. Na południowym niebie widać jednak przebłyski lepszej pogody. Wiatr z wolna cichnie.
Druga fala nie nadeszła. Tylko deszcz mówi nam by być czujnym. Wszystko się może jeszcze wydarzyć.
Wracamy do namiotu i zaczyna się grillowanie a myślami znów jesteśmy na zawodach i innych wydarzeniach.
A potem jest jak co roku losowanie nagród. I pada po raz pierwszy moje nazwisko. Czapeczka, fajna rzecz, której bardzo mi brakowało pojawia się na mojej głowie.

Szczęśliwa godzina


Jest jeszcze nagroda główna dla rolkarzy terenowych.
-Zyga losuj- mówi w moim kierunku Marek.
Czary mary, hokus pokus. Moja ręka kręci się w koszyczku sierotki Marysi przewracając włożone karteczki. Na kogo wypadnie na tego bęc. Kto będzie tym szczęśliwcem i otrzyma rolki terenowe „Powerslaidy”?
Z niedowierzaniem spoglądam na ciąg liter tworzących nazwisko.
Mam nadzieję, że kawa wam smakowała i nie wypadła w przypływie wrażeń w którymś momencie z ręki.
Po zawodach wylało się trochę krytyki pod adresem organizatora. No cóż. Ja zapamiętam Sworne5 z dobrej strony i na pewno przyjadę w przyszłym roku. Tyloma dobrymi emocjami trudno nasiąknąć w życiu codziennym. Poznałem kilka nowych pozytywnie zakręconych osób i na pewno w swojej pasji uczyniłem kolejny krok do przodu.
Teraz trzeba brać się do jeszcze bardziej wytężonej pracy, bo technika wciąż kuleje. A zawsze pragnie się być lepszym w tym co się robi.
Dzięki organizatorom za całokształt. Piękna koszulka jest dla mnie fajną pamiątką i będę zachęcał innych aby za rok przyjechali tu wraz ze mną.
Dla mnie jako dla totalnego amatora takich zawodów jest za mało. Zawsze na nich można coś podpatrzeć, czegoś się dowiedzieć i poznać ciekawych ludzi. Jak tego zabraknie pozostaną kapcie i telewizor.
I jeszcze podziękowania dla rolkarzy terenowych, których świat jest mi szczególnie bliski za wspólne spędzone chwile. Oby było ich jeszcze więcej.
Na koniec jestem przekonany, że w przyszłym roku będzie na pewno lepiej. Czego wam i sobie z całego serca życzę.